wtorek, 29 lipca 2014

Informacja

Kilka osob pewnie bedzie chcialo mnie zabic.
Nie tak mial sie skonczyc ten blog no, ale coz. To juz koniec "Welcome Back" watpie, zebym jeszcze do niego wrocila. Mam zamiar pisac kolejne opowiadanie, ale poki co nawet nie wiem o czy moglo by byc. Gdyby ktos mial jakis pomysl moze napisac mi na nowego gmaila : stachewiczwiktoria@gmail.com tak samo gdyby byl ktos chetny do wspolpracy lub chcial by pryejac ode mnie "Welcome Back" rowniez zapraszam na maila. To chyba na tyle.
Xx Wiktoria.

czwartek, 6 marca 2014

Rodział V

„Odsunęliśmy się od siebie kiedy zabrakło nam powietrza. Chłopak oparł nasze czoła o siebie, obje ciężko oddychaliśmy. I w tedy …..”
I w tedy się obudziłam . Podniosłam się do pozycji siedzącej, ciężko oddychałam. A więc to był sen ? Ale to było takie realistyczne. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 7.15 miałam mało czasu na przygotowanie się więc biegiem pognałam do garderoby wybrałam na szybko jakiś zestaw i pobiegłam do łazienki wzięłam szybki prysznic ubrałam się w przygotowane ciuchy . Zrobiłam delikatny makijaż i wszyłam z łazienki zeszłam na dół i przywitałam się z rodzicami.
-Cześć mamo. Hej tato.
-Dzień dobry córciu.- odparli z uśmiechami na twarzach. Mi jakoś nie było zbyt wesoło cały czas myślałam o Jake’u . Zjadłam śniadanie, ubrałam buty i wyszłam z domu. Około 10 minut później byłam już w szkole przy samym wejściu zobaczyłam Meg, Lou i Niall’a. Podeszłam do nich i przywitałam się.
-Cześć wszystkim.- starałam się ukryć, że wszystko jest w porządku, ale mi chyba nie wyszło bo już po chwili Lou zadał pytanie.
-Hej mała. Co się stało? Dlaczego masz taką smętną minę?- uśmiechnął się starając się poprawić mi humor.
-Nic wszystko jest w porządku.- odparłam i posłałam mu słaby uśmiech.
-Jesteś pewna?- dopytywał. Skinęłam tylko głową.- No dobrze jak będziesz chciała to powiesz nie będę naciskał.
I za to go kocham nigdy nie naciska Niall i Meg tak samo choć czasami ich ciekawość brała nad nimi górę i bywali nie do zniesienia.
Wraz z Megan, Louis’em i Niall’em weszliśmy do szkoły i udaliśmy się w stronę szafek najpierw moje bo była po drodze a później reszta. Oni mają fajnie bo mają szafki obok siebie ja natomiast miałam wielkiego pecha i mam szafkę obok Biebera. A pro po Biebera właśnie stoi oparty o MOJĄ szafkę.
-Justin!- krzyknęłam. Nic.- Justin!- pchnęłam go lekko.
-Czego?- warknął.
-Przesuń się. Nie mogę dojść do szafki.- sapnęłam.
-Nie.- powiedział stanowczo.
-Kurwa Bieber obiecuję, że jeśli w ciągu piętnastu sekund się nie odsuniesz to zrobię Ci krzywdę.- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Spokojnie.- powiedział i uniósł ręce w obronnym geście i się odsunął.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się sztucznie i wrzuciłam do szafki niepotrzebne rzeczy. Zadzwonił dzwonek co oznacza, że nasz „spacer” czas skończyć. Pożegnałam się z Megan i wraz z chłopakami udaliśmy się pod salę. Pewnie was ciekawi dlaczego wcześniej nie wspomniałam, że jesteśmy razem w klasie otóż dlatego, że sama o tym nie wiedziałam ci dwaj pajace nie zaszczycili nas obecnością aż do dziś. Powinnam być nich zła, ale nie potrafię. Weszłam do sali i zajęłam swoje miejsce chłopaki usiedli przede mną po chwili przyszedł Justin i dosiadł się do mnie.
-Cass?- spytał po chwili.
-Co?- warknęłam.
-Sory za to na przerwie.- podrapał się po karku.
-Nie no nie wierzę .- pokręciłam głową z niedowierzaniem, a Justin przyjął pytający wyraz twarzy.- Justin Bieber właśnie przeprosił.- wyjaśniłam.
-Suka.- mruknął pod nosem myśląc, że nie usłyszałam.
-Posłuchaj no mnie teraz….- zaczęłam, ale przerwał mi głos nauczycielki.
-Bieber, Smith spokój.- krzyknęła pani Hart. Wymamrotałam pod nosem wiązankę przekleństw, a Justin zachichotał. Do końca lekcji już się do siebie nie odzywaliśmy. Na lunchu usiadłam z chłopakami i Megan. Przez cały czas czułam na sobie czyjś wzrok z początku nie zwracałam na to uwagi, ale w końcu zaczęło mnie to denerwować i się odwróciłam, żeby zobaczyć co to za natręt. Nie zgadniecie kto to. Jak zawsze kochany Justinek. Wyczujcie sarkazm. Pokazałam mu gestem ręki, żeby się odwrócił i dał mi spokój na co posłał mi łobuzerki uśmieszek i pokręcił głową na „nie”. Zrezygnowana odwróciłam się w stronę przyjaciół.
-Czemu ten debil się tak na Ciebie gapi?- spytała Megan.
-Żebym to ja wiedziała.- westchnęłam głośno, a chłopaki zachichotali. Opanowali się zaraz po tym jak zmroziłam ich wzrokiem. Po lunchu poszliśmy na lekcje dzień minął mi dość szybko wróciłam do domu zjadłam obiad zrobiłam lekcje i wyszłam na spacer. Jeszcze nie do końca wiedziałam gdzie co jest. Nie było mnie ty 10lat więc nie wińcie mnie za to. Włożyłam słuchawki do uszu i wyszłam. Nawet nie wiedziałam kiedy i skąd znalazłam się przy starym opuszczonym magazynie chciałam z tamtąd pójść bo naprawdę źle mi się to kojarzyło. Może kiedy indziej wam opowiem. Wracając do tematu chciałam odejść, ale gdy tylko zobaczyłam dobrze znaną mi postać postanowiłam podejść bliżej. Justin wszedł po magazynu, a ja za nim schowałam się za ścianą kiedy dostrzegłam jakiegoś mężczyznę/chłopaka nie jestem w stanie ocenić wieku ponieważ nie widziałam twarzy. Justin wręczył mężczyźnie woreczek z białym proszkiem następnie ten dał mu pieniądze wymieniliśmy się jeszcze paroma słowami i kiedy zauważyłam, że ‘’Tajemniczy Ktoś’’ zmierza w stronę wyjścia szybko, ale i dyskretnie wyszłam z budynku i schowałam się za krzakami, które były zaraz obok magazynu poczekałam aż mężczyzna odszedł. Odetchnęłam z ulgą kiedy był już poza zasięgiem mojego wzroku nie miałam zamiaru jeszcze wychodzić z ukrycia.
-Boo!- usłyszałam obok ucha i odskoczyłam piszcząc.
-To tylko ja spokojnie.- uspokoił mnie Justin, ale po chwili wybuchł głośnym śmiechem.
-Co Cię tak bawi? Hmm..?- spytałam ironią w głosie.
-Ty.- powiedział wciąż się śmiejąc.
-Ja?
-Tak. Ty i twoja mina. Szkoda, że siebie nie widziałaś.
Zgromiłam go wzrokiem przez co momentalnie sama zaczęłam się śmiać. Rzeczywście moja mina musiała wyglądać komicznie, ale ja naprawdę się wystraszyłam myślałam, że nikogo tu nie ma. Justin po chwili uspokoił się i spojrzał na mnie z poważną miną.
-Co ty tu właściwie robisz?- spytał.
-Byłam na spacerze a, że w pewnym sensie jestem tu nowa i nie wiedziałam gdzie idę znalazłam się tu.- odpowiedziałam obojętnie.
-A co robisz w krzakach?- zachichotał.
-Umm..-nie wiedziałam co powiedzieć.
-Dobra nie ważne. Chodźmy stąd odprowadzę Cię.
-Co? Czemu? Dopiero co wyszłam.- oburzyłam się.
-Nie obchodzi mnie to. Tu jest niebezpiecznie nie chcę, żeby ktoś Cię zobaczył.
-Martwisz się o mnie. Ha!- krzyknęłam po chwili ciszy.
-Co? Nie! Wcale nie. Wiem po prostu jaka jest ta okolica i gdyby dowiedzieli się, że przeze mnie coś wiesz byłbym martwy.- usprawiedliwił się.
-Yhm, jasne. Czekaj chwila. Ja coś wiem?
-Oh, nie udawaj głupiej Cassie. Serio uważasz, że Cię nie widziałem?- spytał. Poczułam jak się rumienię, ale zignorowałam to o machnęłam tylko ręką. Chłopak odprowadził mnie pod same drzwi i pożegnał się.
-Do zobaczenia.- powiedział delikatnie musnął mój polik.
-Taa, do zobaczenia Justin.- odpowiedziałam i zniknęłam za drzwiami. Momentalnie na mojej twarzy zawitał uśmiech. Ugh co się ze mną dzieje?!
-----------------------------
Hej, hej, hej! To znowu ja! Przepraszam was, że tak dlugo czekaliście na ten rozdział, ale kompletnie nie miałam weny a dzisiaj jakby dostałam olśnienia. Jeszcze raz bardzo przepraszam i czekam na komentarze. Do następnego.
Xx Stachu.
#muchlove
P.S zapraszam do zakładek "Informowani" i "Bohaterowie"

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział IV cz.II

Wbiegłam do domu trzasnęłam drzwiami i zsunęłam się po nich. Siedziałam na podłodze i szlochałam miałam szczęście, że rodziców nie było w domu bo niemiałam zamiaru wysłuchiwać pytań rodziców nie była bym nawet w stanie na nie odpowiedzieć. Bo co miała być im powiedzieć, że mój były wrócił? Nie, oni go nienawidzą. Wstałam z podłogi ciągle płacząc i udałam się do swojego pokoju. Myślałam, że zejdę na zawał gdy zobaczyłam Justina siedzącego an moim łóżku.
-Co ty tu robisz?- spytałam bez jakichkolwiek emocji.
-Czekałem na ciebie.- wzruszył ramionami. Gestem ręki pokazałam mu, żeby kontynuował.- Chciałem się upewnić, że już wszystko w porządku.
-Już się upewniłeś. Teraz wyjdź. Proszę.- wyprosiłam go starając się nie wybuchnąć płaczem ponownie. Te wszystkie wspomnienia myślałam, że mam to za sobą, ale to wróciło ze zdwojoną siłą. Chłopak chyba to zauważył bo podszedł do mnie i przycisnął do swojej klatki piersiowej, na początku nie wiedziałam co zrobić ,ale po chwili wtuliłam się w niego.

Justins POV
Kiedy Cassie weszła do domu przez chwilę stałem i patrzyłem na drzwi. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ale postanowiłem wejść do jej pokoju i upewnić się, że już wszystko dobrze. Wdrapałem się na mały daszek następnie na parapet na moje szczęście okno było otwarte przełożyłem nogi przez parapet zeskoczyłem z niego i znalazłem się w pokoju dziewczyny. Przez chwilę chodziłem po pokoju i się rozglądałem jednak moją uwagę zwróciły fotografie na jednej z szafek jak i na ścianie na kilku zdjęciach była małą Cass i jej przyjaciółka kiedy przyjrzałem im się dokładniej zdałem Sobie sprawę z tego, ze już gdzieś widziałem te dziewczyny. To nie może być ona.! Czy to ta Cass ta mała słodka dziewczynka, w której się podkochiwałem kiedy miałem jakieś 7-8 lat.? Wiem to głupie bo przecież jak dziecko mogło się zakochać sam tego nie pojmuję, ale gdy sobie to przypomniałem poczułem takie dziwne ukłucie w sercu. No nic. Odeszłem od szafki i usadowiłem się na łóżku dziewczyny po chwili do pokoju weszła Cassie widać, że płakała.
-Co ty tu robisz.? – spytała zupełnie jakby pozbawiona jakichkolwiek emocji.
-Czekałem na ciebie.- wzruszyłem ramionami. Dziewczyna dała mi do zrozumienia, ze mam kontynuować.- Chciałem się upewnić, że już wszystko w porządku.
-Już się upewniłeś. Teraz wyjdź. Proszę.- widziałem, że na siłę próbuje powstrzymać łzy. Wiedziałem, że potrzebowała teraz wsparcia drugiej osoby więc bez namysłu podszedłem do niej i owinąłem ramiona wokół jej drobnej tali przyciągając ją bliżej siebie. Na początku nie byłem pewien czy dobrze robię, ale po chwili Cassie wtuliła się we mnie i zaczęła płakać. Ręką gładziłem jej plecy by w jakiś sposób ją uspokoić …… i chyba mi to wychodziło bo przestała płakać a jej oddech się uspokoił. Dziewczyna oderwała się ode mnie i spojrzała mi w oczy.
-Przepraszam.- spuściła głowę.
-Za co? – byłem rozkojarzony. Bo przecież nie miała za co mnie przepraszać.
-Za Jake’a, za to, że musiałeś mi pomóc.- wyszeptała ledwo dosłyszalnie.
-Cass spójrz na mnie.- uniosłem delikatnie jej podbródek tym samym zmuszając ją do patrzenia na mnie.- Nie masz za co mnie przepraszać to nie twoja wina, że tu przyszedł. I źle bym się czuł z tym, ze ci nie pomogłem po prostu poczułem, ze to mój obowiązek.- posłałem jej lekki uśmiech, który niepewnie odwzajemniła.
-Dziękuję.- powiedziała już pewniej.- Justin.?
-Tak.?- spytałem.
-Możesz mnie już puścić? – spojrzałem na nią i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że cały czas trwamy w uścisku. Zachichotałem tak samo jak Cass. Cassie zaczęła iść w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz? – zapytałem i lekko zmarszczyłem czoło.
-Wykąpać się?- odpowiedziała pytaniem na pytanie. Przytaknęłam tylko. Dziewczyna zniknęła za drzwiami łazienki, a ja opadłem na jej łóżko. Po około godzinie Cassie wyszła z toalety w czarnej bokserce i fioletowych szortach, delikatnie przygryzłem dolną wargę lustrując ją wzrokiem posłała mi pytające spojrzenie an co uśmiechnąłem się cwaniacko Cassie uśmiechnęła się delikatnie i pokręciła głową z dezaprobatą.
-Jak długo jeszcze tu będziesz? – przerwała ciszę panującą miedzy nami.
-Tyle ile będzie trzeba.- odparłem drapiąc się po karku.- A co?- dodałem.
-Nic. Po prostu chciałam położyć się spać.- przyznała.
-No to chodź.- poklepałem miejsce obok siebie. Z jej wyrazu twarzy można było wyczytać zdziwieni, niepewność i ….. radość? Nie to nie możliwe chociaż może. Nie pewnym krokiem podeszła do łóżka i położyła się na wyznaczonym przeze mnie miejscu. Okryła się szczelnie kołdrą i przymknęła powieki chwilę później zauważyłem, że już śpi.
-Dobranoc księżniczko.- szepnąłem jej do ucha i po ciuchu wyszedłem z jej pokoju. Zeskoczyłem za parapetu na daszek a następnie z daszku na ziemię i czym prędzej udałem się do swojego samochodu. Zająłem miejsce kierowcy i odjechałem z piskiem opon jechałem przed siebie aby po chwili znaleźć się na podjeździe mojego domu weszłam do środka, ale nikogo nie było. Tata był poza miastem na jakimś wyjeździe służbowym, a mam miała nocną zmianę. Zdjąłem buty i wszedłem do mojego pokoju zabrałem z szuflady czyste bokserki i udałem się do łazienki i wziąłem szybki prysznic. Wyszedłem z kabiny prysznicowej nałożyłem na siebie bokserki i wślizgnąłem się pod kołdrę. Czego on mógł od niej chcieć? Muszę się tego dowiedzieć. Tylko jak? Przecież ona mnie nie znosi, a ja w pewien sposób ją polubiłem coś w tej dziewczynie mnie do niej ciągnęło. Z tą myślą snąłem.
********
Rano obudziły nie chciane promyki słońca zerknąłem na zegarek 6:30. Mam jeszcze półtorej godziny. Zwlekłem się z łóżka i poszedłem do garderoby i wybrałem białą koszulkę, czarne dżinsy z opuszczonym krokiem i czarne Supry. Poszedłem do łazienki i wziąłem długi prysznic aby się zrelaksować i rozbudzić namydliłem się żelem pod prysznic następnie umyłem włosy, spłukałem całą powstałą pianę i wyszedłem spod prysznica i dokładnie osuszyłem się ręcznikiem ubrałem wcześniej wybrane ubrania i wyszedłem z łazienki zszedłem na dół i ……… co ja będę moje poranne czynności opisywał to chyba wiadome co się robi z rana, więc po zakończonych czynnościach narzuciłem na siebie jeszcze czarną skórzaną kurtkę i wyszedłem z domu wsiadłem do mojego Audi R8 w leopardzie centki i odjechałem z w ciągu zaledwie 15min znalazłem się pod szkołą. Jeszcze tylko dziś i jutro i weekend.- pomyślałem. Wysiadłem z samochodu i zobaczyłam Cassie spojrzała w moim kierunku, ale gdy zdała sobie sprawę z tego, ze również patrzę w jej kierunku szybko odwróciła wzrok.
Cassie’s POV
Biegłam przez las było ciemnota mną biegła zakapturzona postać bałam się nie wiedziałam kim jest ani czego chce. Nie oglądałam się za siebie tylko biegłam ile sił w nogach już myślałam, że go zgubiłam odwróciłam się na moment aby sprawdzić czy wciąż za mną biegnie lecz nie zdążyłam nawet nic zobaczyć bo upadłam przez wystający korzeń wstałam i już chciałam biec dalej, ponieważ zauważyłam dziwnego nie znajomego ten szybko chwycił mnie za nadgarstki. Szarpałam się, kopałam, wierzgałam, krzyczałam, ale to a nic się nie zdało bo mężczyzna chwycił moje obie ręce w jedną ze swoich dłoni, a drugą sięgnął po co do kieszeni kiedy podniósł wzrok nie mogłam uwierzyć własnym oczom to był on to …. Jake, ale czego on chciał?! Nagle moim oczom ukazał się pistolet chłopak wycelował nim we mnie powoli pociągają za spust i w tedy ……… obudził mnie budzik zerwałam się do pozycji siedzącej byłam cała mokra i ciężko oddychałam. Uff to był tylko sen.- odetchnęłam z ulgą. Ten sen, on był bardzo realistyczny a wiecie co jest najgorsze? Że to może mi się przytrafić naprawdę Jake jest zdolny do wszystkiego aby osiągnąć swój cel a jego celem jestem ja. Kiedy już się uspokoiłam wstałam z łóżka poszłam do garderoby wybrałam zestaw i powędrowałam do łazienki wzięłam orzeźwiający prysznic i wyszłam z kabiny osuszyłam moje ciało ręcznikiem a następnie wtarłam w nie – mój ulubiony – balsam kokosowy. Ubrałam wcześniej przygotowane ubrania i zrobiłam delikatny makijaż i opuściłam toaletę. Zeszłam na dół i przywitałam się z rodzicami.
- Witam rodzinko.! – zawołałam z wielkim uśmiechem. Sama nie wiem skąd u mnie ta nagła radość.
-Cześć córeczko.- odpowiedzieli niemal równocześnie.
-A ty co taka szczęśliwa? – spytał podejrzliwie tata.
-Sama nie wiem.- wzruszyłam ramionami ciągle się uśmiechając. Usiadłam do stołu i zaczęłam zajadać się naleśnikami po skończonym posiłku wstałam od stołu pożegnałam się i wyszłam z domu. Była ładna pogoda i miałam dość sporo czasu więc postanowiłam się przejść. Szłam około 30 minut zaraz przy wejściu do szkoły spotkałam Meg.
-Heej.! – przywitałam się z uśmiechem.
-Część piękna. A co ty taka szczęśliwa? – przywitała mnie z równie dużym uśmiechem jak ja.
-A no właśnie sama nie wiem.- naprawdę nie wiedziałam myślałam, ze po tym całym moim koszmarze będę miała zjebany humor a tu co? Niespodzianka Mam wspaniały humor i cieszy mnie to.
-Dobra, dobra. A tak w ogóle kto to był ten koleś wczoraj przed twoim domem?
-Ummm…- zacięłam się na chwilę.- pamiętasz mojego byłego? Opowiadałam ci o nim.- zagryzłam dolną wargę.
-Jake? To on był pod twoim domem? – zrobiła wielkie oczy.
-Tak t-to był o-on – jąkałam się.
-Ale czego on chciał?- spytała z troską w głosie. Meggie (bo tak ją czasem nazywam) dokładnie wiedziała co ten skurwiel mi zrobił.
-Chciał mnie prosić o wybaczenie, ale nie dałam mu dojść do słowa w pewnym sensie kazałam mu spierdalać. Powiedział, ze za mną tęsknił na co ja mu powiedziałam, że może sobie potęsknić w Chicago.- Meg chciała coś powiedzieć, ale jej nie pozwoliłam.- uderzył mnie w twarz stąd ten ślad.-pokazałam na mój policzek dziewczyna tylko skinęła głową na znak, że rozumie.- chciałam od niego odejść i wejść do domu, ale mnie przytrzymał wyrywałam się zaczęłam się szarpać krzyczeć, ale to nic nie dało i w tedy…..- przerwałam na moment nie wiedziałam czy jej to powiedzieć czy nie, ale to moja przyjaciółka powinna wiedzieć.- i w tedy usłyszałam znajomy głos. Nie zgadniesz do kogo należał. Do Justina Dupka Biebera. Uratował mnie pobił Jake’a, ale musiałam to przerwać bo nie chciałam aby Justin miał przeze mnie problemy podziękowałam mu i poszłam do domu zaraz po przekroczeniu progu rozpłakałam się jak małe dziecko po tym jak się opanowałam udałam się do mojego pokoju i myślałam, że zejdę na zawał na moim łóżku siedział we własnej osobie Bieber.- na tym skończyłam. Od razu po zakończeniu zdałam sobie sprawę z tego, że po mojej twarzy spływa coraz to więcej łez.
-Ćśśś.- Meg mnie przytuliła.- Już dobrze.- próbowała mnie uspokoić.
-To wszystko wraca Meg, to całe gówno w, które się wpakowałam w Chicago.- wtuliłam się w przyjaciółkę.
-Nie pozwolimy by coś Ci się stało.- zapewniła mnie.
-My?- spytałam nie wiedząc o kogo jej chodzi.
-Tak my.-potwierdziła.- Ja, Lou i Naill.- uśmiechnęła się do mnie promiennie. Po chwili się uspokoiłam na szczęście makijaż mi się nie rozmazał co było prawdziwym cudem. Doszli do nas Louis i Nill.
-Hej Meg. Cześć Cass.- przywitał nas Lou.
-Cassiee…..- wykrzyczał Naill i mnie przytulił.- Co tam mała?- spytał.
-Wszystko w porządku duży tylko za chwilę mnie udusisz.- powiedziałam przez śmiech.
-Ach tak. Przepraszam.- zachichotał. Jest słodki i jest dla mnie jak brat.
-Hejka Meggie.!- przywitał się z Meg.
-Ugh. Wiesz dobrze, że nie znoszę kiedy ktoś tak do mnie mówi.- oburzyła się. Tak to prawda nie znosi tego właśnie dla tego ja i Nailler tak na nią mówimy. Uwielbiamy robić jej na złość. Cóż tacy już jesteśmy. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę co chwilę się z czegoś śmiejąc kiedy to kątem oka zauważyłam sportowy samochód chyba Audi R8 - nie wiem nie znam się na samochodach – w leopardzie centki. Wysiadł z niego Justin kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały spuściłam głowę w dół. Pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam do mojej szafki by wyjąć z niej potrzebne książki i weszłam do Sali było tylko Kika osób po chwili zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli się schodzić o dziwo Bieber postanowił się nie spóźnić.
-Cześć.- przywitał się ze mną zajmując swoje miejsce.
-Hej.- rzuciłam cicho. Było trochę dziwnie.
******************
Nareszcie koniec lekcji. Ten dzień dłużył mi się w nieskończoność byłam z lekka przybita co było dziwne bo rano wstała z cudownym humorze a tu co? Beznadzieja.
-Hej, Cass.!- usłyszałam za sobą.
-Oh, Justin. Chciałeś czegoś?- uniosłam pytająco jedną brew.
-Właściwie to chciałem się o co spytać.- podrapał się po karku.
-O co?- spytałam.
-Dlaczego cały dzień chodzisz taka przybita? Mówiłem Ci, że nie sądzę by był na tyle głupi i znów Cię za…..- nie dałam mu skończyć.
-Nie o to chodzi.- zaprzeczyłam.
-A o co?- wyglądał na zbitego z tropu.
-Po prostu…. nie ważne.
-Powiedz.- nalegał.
-Może kiedy indziej.- odparłam i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Lecz chłopak mnie zatrzymał.
-Justin, proszę puść mnie.- jęknęłam.
-Nie dopóki mi nie powiesz.- był upierdliwy, ale to było w pewien sposób słodkie bo martwił się o mnie. Zaraz, zaraz…… chwila. On się o mnie martwił? Niee to nie możliwe. Nawet nie zauważyłam kiedy Justin objął mnie od tyłu w talii i zaczął iść w stronę jak mniemam swojego samochodu tym samym zmuszając mnie do stawiania kolejnych kroków. Kiedy doszliśmy do samochodu chłopak otworzył drzwi i poprosił mnie abym wsiadła do środka wykonałam polecenie delikatnie wywracając oczami na co szatyn zachichotał. Obiegł samochód i sam wsiadł od strony kierowcy spojrzałam na niego pytająco, ale Justin nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi i z piskiem opon odjechał z parkingu szkoły. W samochodzie panowała cisza słychać było tylko warkot silnika i nasze oddechy. Postanowiłam to przerwać.
-Gdzie tak właściwie jedziemy?- spytałam nie pewnie i przygryzłam dolną wargę.
-Dowiesz się na miejscu.- mruknął ani na moment nie odrywając wzroku od drogi.
-Juustin.- przeciągnęłam.
-Nispodzianka.- powiedział.
-Nie znoszę niespodzianek. Powiedz mi.- wymruczałam cicho, ale na tyle głośno by mnie usłyszał. Byłam po prostu ciekawa.
-Nie denerwuj się tak księżniczko zaraz będziemy na miejscu.- czy on nazwał mnie księżniczką? Jak słodko. NIE! Cassie dziewczyno ogarnij się przecież ty go nie znosisz.
-Aww jak słodko rumienisz się.- momentalnie wróciłam na ziemię.
-Co?! Nie! Ja się nie rumienię.- stwierdziłam.
-Czyżby?- uniósł jedną brew.
-Oh, zamknij się.- zaśmiałam się chłopak również zachichotał. To było sło….. Ach, dziewczyno co się z tobą dzieje?! Reszta drogi przeminęła nam w ciszy, ale ta cisza była przyjemna. Siedziałam tak gdy nagle otworzyły się drzwi on mojej strony.
-Idziesz?- spytał Justin.
-A, tak. Jasne.- wysiadłam z auta. Szłam za szatynem kiedy w pewnym momencie stanął.
-Zamknij oczy.- nakazał delikatnie.
-Co? Dlaczego?- nie wiedziałam co mam o tym myśleć.
-Po prostu to zrób.- wahałam się.- Zaufaj mi.- dodał.
-No doobra.- przeciągnęłam i zaśmiałam się cicho. Justin chwycił mnie w talii tym samym uniemożliwiając mi upadek czego się bałam. Szliśmy tak chwilę.
-Okay. Teraz możesz otworzyć oczy.- szepnął mi do ucha. Powoli otworzyłam oczy a moim oczom ukazał się piękny widok. Staliśmy na nie wielkim mostku a pod nim przepływała rzeka. Widok był nie codzienny nie było tu żywej duszy.
-Tu jest pięknie.- szepnęłam sama do siebie.
-Wiem o tym. Przychodzę tu kiedy chcę być sam. To jest takie ‘’moje’’ miejsce.- Justin uprzedził moje pytanie.
-Ale dlaczego mnie tu przyprowadziłeś.?- to pytanie dręczyło mnie od samego początku chłopak jedynie wzruszył ramionami.
-Cassie.- zaczął nie pewnie. Justin Bieber jest speszony, nie pewny? Tego się nie spodziewałam.
-Tak?- dalej nie odrywałam wzroku od pięknego krajobrazu rozciągającego się przede mną.
-Słuchaj.- momentalnie skierowałam wzrok na szatyna.- Nie wiem co to, ale jest w tobie coś co bez przerwy mnie do Ciebie przyciąga. Jesteś taka tajemnicza przez co chcę do Cię lepiej poznać potrafisz być zimną suką, ale jednocześnie jesteś słodka.- zarumieniłam się. Justin zmniejszył dystans między nami.- A zwłaszcza kiedy się rumienisz.- nie wiedziałam co powiedzieć totalnie mnie zatkało.
-Justin…- zaczęłam, ale nie dał mi skończyć gdyż wpił się w moje usta bez żadnego ostrzeżenia. Na początku nie wiedziałam co robić, ale po chwili odwzajemniłam pocałunek poczułam jak Justin się uśmiecha. Szatyn przejechał po językiem po mojej wardze prosząc o dostęp, którego mu nie udzieliłam chciałam się z nim podroczyć, ale ten zjechał ten zjechał dłońmi da moje pośladki i ścisnął je lekko przez co cicho jęknęłam Justin idealnie wykorzystał okazję i wsunął swój język do moich ust. Nasze języki idealnie ze sobą współpracowały. Odsunęliśmy się od siebie kiedy zabrakło nam powietrza. Chłopak oparł nasze czoła o siebie, obje ciężko oddychaliśmy. I w tedy …..

------------------------------------------------------------------------
No to tak mam nadzieje, że rozdział się wam spodoba liczę na komantarze. Awww jak słodko. Macie tutaj Jassie motents ♥ do następnego
Xx Stachu

środa, 1 stycznia 2014

Przepraszam.!

Przepraszam, ale w najbizszym czasie nie bd nowego rozdzialu bo popsula mi sie ladowarka od lapka I nie bardzo mam jak go napisac. Nie wiem kiedy uda mi sie zalatwic nowa lub naprawic ta. Jest mi z tym zle bo czuje sie jakbym was zawiodla ;c Xx Stachu #muchlove

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt.!

Ze względu na zbliżające się święta bożego narodzenia chcę wam życzyć wesołych i udanych świąt oraz szczęśliwego nowego roku.

                     

                    Z okazji Bożego Narodzenia
                                   składam wam najlepsze życzenia!
                                    Karpia w talerzu skaczącego,
                                    Jezuska w żłobie leżącego,
                                    w Nowym Roku szczęśliwych dróg,
                                    a na nartach połamania nóg!




                          Niech już wystrzelą korki Szampana 
                          A Ty baw się świetnie do białego rana 
                          Wszystkiego najlepszego z okazji Sylwestra życzy... wasza nieco                                                           pierdolnięta, ale wciąż zajebista Stachu .  ;*



                            Pamiętajcie uwieliam was i dziękuję za prawie 400 wyświetleń w tak krótkim                                              czasie jesteście cudowni nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. A jeśli                                                    chodzi o drugą część czwartego rozdziału to nie wiem kiedy bedzie postaram                                            sie napisać to jak najszybciej bo wiem, że wiele osób na niego czeka.

P.S. Przepraszam was za wszystkie błędy ortograficzne zawsze miałam z tym problem ;/

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział IV cz.1

-W dobrym towarzystwie zawsze.- zaśmiałam się. Szłyśmy w stronę mojego domu kiedy moją uwagę przykuła pewna osoba. O nie to nie może być on!
--------------------------------------------------------------------------------------------------Podeszłam do niego i zapytałam a raczej wykrzyczałam :
-Co ty tutaj do cholery robisz?!
-Cassie kotku nie cieszysz się?- udał smutnego.
-Z czego ja mam się niby cieszyć?! I nie mów do mnie kotku!!! – wykrzyczałam. Zapewne byłam cała czerwona ze wściekłości.
-Z tego, że do ciebie przyjechałem. Chciałem się z tobą spotkać. – zmniejszył odległość między nami. – tęskniłem. – dodał.
-W dupie to mam możesz sobie potęsknić w Chicago.- Aż me mnie wrzało, pewnie się zastanawiacie skąd u mnie ta nagła wściekłość otóż Jake to mój były, który ćpa, pali, pije i jest agresywny raz gdyby nie jego kumpel to by mnie pobił bo nie chciałam się z nim przespać nigdy mu tego nie wybaczę po tamtym zajściu z nim zerwałam. Nachodził mnie, groził mi robił wszystko tylko po to, żeby uratować swoją ‘’dumę’’.
-Bo co mi zrobisz pobijesz ja 2 lata temu? – spytałam z pogardą w głosie. A tak nie wspomniałam jeszcze o tym jak mnie pobił. No więc mieliśmy się spotkać u niego gdy tylko przyszłam zauważyłam, że coś jest nie tak dopiero po chwili zdałam sobie sprawdę z tego, że Jake jest nie dość, że naćpany to jeszcze wkurwiony jak nigdy spytałam czy wszystko w porządku, ale ten nic nie odpowiadał tylko uderzył mnie w policzek. Syknęłam z bólu chciałam już coś powiedzieć, ale on się na mnie rzucił wszystko mnie bolało i czułam, ze zaraz zemdleję, ale na szczęście do pokoju wszedł jego brat i szybko go ode mnie oderwał zaczął się na niego wydzierać, ale do mnie nic nie docierało. Później była już tylko ciemność.
-Mówiłem Ci już, że tego nie chciałem byłam naćpany.- spuścił wzrok. Nie chciał na mnie patrzeć i dobrze bo ja na niego też nie.
-A w tedy gdy nie chciałam się z tobą przespać?! – wciąż nie mogę zrozumieć jak mógł mi coś takiego zrobić w prawdzie mnie nie pobił, ale gdyby nie Christopher pewnie źle by się to dla mnie skończyło. Żałuję, że w ogóle się z nim związałam.
-Nie wiem, okej!? Po prostu nie wiem, nie wiem co we mnie wstąpiło. Chciałam Cię prosić o wybaczenie, ale myślę że to nie ma sensu.- wyszeptał.
-I dobrze myślisz. Potraktowałeś mnie jak szmatę obiecałeś, że mnie już nigdy nie skrzywdzisz. Jesteś po prostu chujem.- wykrzyczałam mu prosto w twarz. A chwilę później poczułam pieczenie na policzku słynęła po nim pojedyncza łza a po niej kolejna i następna w końcu nie mogłam opanować łez. Odwróciłam się i chciałam wejść do domu, ale mnie zatrzymał.
-Puść mnie do cholery.! – wyszlochałam. Nie zareagował tylko patrzył tempo w przestrzeń za mną. Zaczęłam się szarpać, ale niestety jego uścisk był zbyt mocny a moje krzyki na nic się tutaj zdawały.
-Puść ją! Nie widzisz, że nie ma ochoty przebywać twoim towarzystwie.- usłyszałam znajomy głos.
-A ty kto jej obrońca.-prychnął Jake.
-Puść ją kutasie nie mam zamiaru powtarzać się trzeci raz.- wysyczał przez zaciśnięte zęby Justin. Uścisk chłopaka tylko się wzmocnił a ja syknęłam z bólu. Jake został odciągnięty ode mnie siłą i już po chwili leżał na ziemi. A ja? Ja stałam tam jak wryta w ziemię na szczęście ocknęłam się na czas.
-Justin! – nie zareagował. Justin!- krzyknęłam głośniej.
-Co?- syknął nawet na mnie nie patrząc.
-Już starczy. Przestań. Narobisz sobie przeze mnie niepotrzebnych problemów.- powiedziałam nieco spokojniej. Chłopak oderwał się od mojego ‘’ex’’ i splunął mu obok głowy. Podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy w, których jak zgaduję, że krył się strach.
-Już dobrze. Nie sądzę, aby po tej lekcji jeszcze kiedykolwiek chociaż by na Ciebie spojrzał.- starał się mnie uspokoić.
-Dziękuję.-wyszeptałam, ale na tyle głośno by mnie usłyszał.
-Nie ma za co.- wzruszył ramionami.- A tak w ogóle kto to jest?- spytał wskazując gestem ręki na oddalającego się szatyna.
-Mój były.- odparłam bez jakichkolwiek emocji.
-Twój były? Czego od ciebie chciał?
-Chciał mnie prosić o wybaczenie, ale mu nie wyszło.- odparłam.- Nigdy mu nie wybaczę tego co stało się w Chicago.- dodałam szeptem mając nadzieje, że nie usłyszał.
-Co się wydarzyło w Chicago?- zapytał ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.

-Nic. Przepraszam. Muszę już iść.- rzuciłam pospiesznie i wbiegłam po schodach do domu.

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział III

Trzeci dzień szkoły. Jest całkiem fajnie Justin jest tak samo irytujący, ale staram się nie zwracać na to zbytniej uwagi. Trwał właśnie angielski a ja się nudziłam, nie to mało powiedziane ja tu z nudów umierałam. Odliczałam minuty do dzwonka jeszcze 15 minut i wreszcie koniec lekcji. Dłużyło mi się to w nieskończoność oparłam się na łokciu i wręcz zasypiałam kiedy poczułam szturchanie w bok odwróciłam wzrok, żeby spytać czego ten idiota chce, ale ten mnie uprzedził.
- Nie ładnie to tak spać na lekcjach.- Zażartował sobie ze mnie.
-Czyżby? – spytałam z wyraźnym niedowierzaniem wypisanym na twarzy.- To kto przespał ostatnie trzy lekcje?
-Na pewno nie ja.- zapewnił na wpół żartem.
-Jesteś taki dziecinny. – wywróciłam oczami.
-Bywa.- wzruszył ramionami. Do końca lekcji milczeliśmy. Wróciłam do domu i jak zwykłe odrobiłam lekcje, zjadłam kolację i poszłam spać.

Lekcję się już skończyły. Postanowiłyśmy z Meg posiedzieć jeszcze chwilę na szkolnym trawniku a później się gdzieś przejdziemy. Patrzyłyśmy jak chłopaki grają w koszykówkę Justin też grał. Od wczoraj się do mnie nie odzywa  i nie wiem czy mam się cieszyć czy nie, jest jakiś dziwny nie uśmiecha się, nie śmieję, unika mnie i praktycznie na mnie nie patrzy a jak już się zdarzy, że na mnie spojrzy to jakoś tak dziwnie. Jakby ze strachem? Z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki.
-Cass, ślinisz się! – zachichotała.
-Co? Nie prawda!- zaprotestowałam.
-Ale gapisz się na Justina.-stwierdziła,- Wspomnę jeszcze o tym, że jest on bez koszulki.- zaakcentowała dwa ostatnie słowa a ja sprzedałam jej lekkiego kuksańca. No muszę przyznać, że ma całkiem niezły brzuch. Ugh Cassie o czym ty myślisz!?- skarciłam się w myślach.
-Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.- o nie! Zauważył, że się na niego patrzę. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone i odwróciłam wzrok. Bieber się zaśmiał.
-Wcale się na ciebie nie patrzyłam.- próbowałam wybrnąć z tej sytuacji.
-Nie wcale.- powiedział sarkastycznie.
-Ugh dobra nie ważne.- chłopak pokręcił głową z uśmiechem. Czułam się zażenowana. Już chciałam iść z Megan do parku, kina, galerii gdzie kol wiek byleby nie siedzieć tutaj i ryzykować kolejną żenującą sytuacją. Posłałam przyjaciółce znaczące spojrzenie wstałyśmy i ruszyłyśmy przed siebie, ale nie zdążyłyśmy odejść zbyt daleko bo zostałam przyciśnięta do czyjegoś ciała.
-Fuu Justin idioto zostaw mnie jesteś spocony.- blee jeśli jest coś czego szczerze nienawidzę to pot.
-No i co z tego.- wzruszył ramionami i przyciągnął mnie mocniej do siebie. Udałam odruch wymiotny.
-Co mam zrobić żebyś mnie puścił? – spytałam zirytowana.
-Hmm… powiedz, że jestem najprzystojniejszym i najseksowniejszym chłopakiem na świecie.- zaproponował całkiem poważnie.
-Chyba oszalałeś, że myślałeś że to powiem.- prychnęłam.
-Nie to, nie.- po raz kolejny wzruszył ramionami i wzmocnij uścisk.
-Dobraaa…- przeciągnęłam.- Justin jesteś…- przerwałam.- najgłupszym i najbardziej egoistycznym chłopakiem na świecie.- powiedziałam tak szybko, że aż ledwo zrozumiale. Justin zmarszczył brwi a ja wykorzystałam chwilę jego nie uwagi i wyrwałam się z uścisku. Wraz z Meg ruszyłyśmy szybkim krokiem w stronę pobliskiego parku.
-A więc tak pogrywasz? Jeszcze zobaczymy.- powiedział jeszcze Justin.
-Oczywiście, że tak.- rzuciłam jeszcze sarkastycznie przez ramię i szłam dalej. Jeszcze godzinę temu mnie unikał a teraz mnie przytula. Z tym chłopakiem na serio jest cos nie tak. Poszłyśmy  z Megan do Centrum Handlowego. Wiem miałyśmy iść do parku, ale plany nieco się zmieniły. Kupiłyśmy masę ubrań. Spojrzałam na zegarek i była już 18:46. Wow! Ale ten czas szybko zleciał.- pomyślałam.
-Meg.- zaczęłam.- już późno chyba pora wracać.
-Oh, tak. Jak ten czas szybko leci.- stwierdziła.

-W dobrym towarzystwie zawsze.- zaśmiałam się. Szłyśmy w stronę mojego domu kiedy moją uwagę przykuła pewna osoba. O nie to nie może być on!

-----------------------------
Wiem zawaliłam. Rozdział jest nudny i krótki, ale ostatnio nie mam czasu i weny.
Bardzo was proszę o komentarze chcę wiedzieć ilu was jest.

Xx Stachu ;* (Wiktoria)